Podróże
Większość z nas uwielbia podróże. Piszę „większość”, ponieważ akurat jestem przedstawicielem skromnej jak mniemam mniejszości. Szukając analogii w podmorskim świecie, zaliczam się bardziej do polipów niż meduz. Jednak zamieszkująca świat większość homo sapiens pasjami uwielbia się przemieszczać i nieustannie podróżować.
Podróże kształcą, podróże wzbogacają, stają się inspiracją, niezatartym wspomnieniem, niezapomnianym rozbłyskiem przeżyć, nieoczekiwanym olśnieniem, niespodziewanym odkryciem, niecodziennym dziennikiem pamięci. Podróże są również przedmiotem marzeń, celem konsekwentnych planów, często decyzją last minute, a czasem celem na całe życie.
Krzysztof Rumin podróżuje. Nie wiem, czy zalicza się do wspomnianej wcześniej formy morfologicznej jamochłonów, bliższej mnie, czy też funkcjonuje w świecie wiecznych podróżników. Nie wiem, czy swoje marzenia o podróży uskutecznia, czy wręcz przeciwnie – marzenia same w sobie stają się dla niego wyimaginowaną pożywką do artystycznego działania. Wiem natomiast, że podróże stanowią esencję jego malarstwa, tworzą emocjonalną bazę poszukiwań konstrukcji na powierzchni płótna, tkwią w genezie każdego śladu malarskich odkryć.
Krzysztof podróżuje każdym pociągnięciem pędzla. Stwarza swój własny, niepowtarzalny konglomerat dotknięć i śladów, który buduje narrację o miejscach odkrytych, a być może jednak aż lub może tylko – wymarzonych. Buduje narrację pełną tajemnych zakamarków globu, miejsc przesyconych chłodem lub zanurzonych w gorącym słońcu. Miejsc/nie miejsc, zapisanych w pamięci odkrywcy-wędrowca, a może raczej wymyślonych dla potrzeby samego zagęszczenia powierzchni zagruntowanego podobrazia, pełnego samoistnych form i jedynego światła. Miejsc obserwowanych z perspektywy znacznych odległości, ale również skupionych, jeżeli nie na funkcji makro, to jednak skłaniających do widzenia szczegółów i mniejszych wycinków otaczającej nas rzeczywistości. Jego malarskie wędrówki to bezludna opowieść o tęsknocie – tęsknocie za spokojem, słońcem i przestrzenią.
Artysta maluje bowiem światłem. Światłem, słońcem i powietrzem.
Jego obrazy w konsekwentnej czystości koloru ocierającego się o impresyjne rozumienie funkcji barwy, dotykają w swojej zmiennej i za każdym razem zaskakującej konstrukcji swobody interpretacji i niepowtarzalnego wrażenia skupienia na duszy pejzażu i chwili zakonotowanej w setkach śladów na splotach płótna. Malując poszukuje zanotowanego w podświadomości rytmu, burzy często powierzchnię formą nieoczekiwaną, zamienia pustkę głębokości w powietrzną opowieść o nieskończonej przestrzeni. Jego pejzaże to osobista i intymna opowieść o zapisanych w pamięci miejscach i wymykających się polaryzacji (w kontekście odniesień faktograficznych) zjawiskach widoków. Widoków, a raczej powidoków, zakamuflowanych i ukrytych pod filtrem czasu, schowanych w świadomości i ukrytych w nieskończonych zakamarkach malarskiej duszy. Malowane światy są przesycone czystością śladów, wypełnione perfekcją rozkładu kolorystycznych niuansów i wartością najważniejszą – autentycznością przeżywania zjawiska. Prawdą o niepohamowanej konieczności tworzenia i nieskończoną wiernością idei transpozycji. Transpozycji faktu natury, w zapisany w sposób niepowtarzalny i jedyny fakt malarskiej nieoszukanej powierzchni.
W książce pt. Ethos sztuki były rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, wspaniały malarz i wybitny humanista, profesor Stanisław Rodziński, przytacza fragment wspomnień o znakomitym wiolonczeliście, Pablo Casalesie, który zaproszony przez arystokratę pasjonującego się muzyką grał we wspaniałym salonie wyszukane melodie. W grę starał się włożyć wszystkie swe ówczesne siły i umiejętności. W momencie, kiedy wydawało mu się, że osiąga szczyty, kiedy różnicował dźwięki, bogacił kadencję – arystokrata podszedł do niego i gładząc po ramieniu powiedział spokojnie: „Pablito, językiem wszystkich ludzi….”
Krzysztof Rumin nie ucieka od kakofonii dźwięków, nie unika zróżnicowań i zmienności, nie odbiera nam możliwości zafascynowania głębią własnego malarskiego skarbca. Jednak wciąż i nieustannie i co najcenniejsze, nie oszukując nas ani siebie, opowiada językiem wszystkich ludzi.
Prof. Antoni Cygan
Krzysztof Rumin – Malarstwo
Nie łatwo jest mi pisać o malarstwie Krzysztofa. Nie jest to proste nie dlatego, że pisze o twórczości
kogoś, kogo znam od trzydziestu z górą lat, mam napisać kilka słów o kimś, z kim studiowałem
pięć lat na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach.
Krzysztof Rumin jest z wykształcenia grafikiem, a jak wielu z nas, studiujących na Zamiejscowym
Wydziale Grafiki w Katowicach w tamtych czasach, oprócz grafiki uprawiał i do dziś uprawia
malarstwo, więc malarzem był praktycznie od początku swojej artystycznej drogi. Trudno też, żeby
było inaczej, jeżeli studiował malarstwo w pracowniach profesora Romana Nowotarskiego i
profesora Macieja Bieniasza. Jego droga artystyczna toczyła się i toczy nadal w dwóch obszarach
zainteresowań. To przede wszystkim malarstwo, ciągłe zmaganie się z materią i kolorem, oraz
drugi wątek – wątek pedagogiczny. I od tego drugiego chciałbym pokrótce zacząć.
Po pierwsze, był przez długi czas związany z zabrzańską Szkołą Sztuk Plastycznych w Kończycach,
gdzie z powodzeniem uczył rysunku i malarstwa. Oprócz nauczania w szkole średniej, jego
pedagogiczna pasja ma jeszcze jeden wymiar.
Od ponad dwudziestu lat prowadzi klub “Pastel”- miejsce edukacji wielu pokoleń młodych
zabrzańskich (i nie tylko zabrzańskich) twórców. Ta niezwykle ważna dla naszego miasta instytucja
to kopalnia talentów, w wielu wypadkach już dzisiaj – absolwentów szkół artystycznych,
zawodowych malarzy, grafików, projektantów.
Malarstwo artysty należy rozpatrywać w kilku aspektach. Niewątpliwie czytelne i jednoznaczne
odniesienia do pejzażu, zmienia swoje w nim umocowanie balansując wyraźnie w kilku kierunkach.
Po pierwsze to pejzaż wyraźnie oparty na faktach, opisujący widok z pełną swadą obserwacji
rzeczywistości, pejzaż naznaczony jednak własną wizją koloru i własnym, autorskim śladem.
Druga część obrazów to zjawisko daleko bardziej interpretacyjne. Punkt wyjścia nie zmienia się,
jednak zasadniczo poszukiwania odchodzą od realnej sytuacji, a znajdują nowy obszar, obszar
osobisty, naznaczony indywidualnym znakiem i śladem. To w tej grupie obrazów pojawia się bardzo
zmienna w sposobie prowadzenia, konstruująca, a czasem meandrująca po powierzchni płótna
linia, linia pełna jednak malarskiej dyskrecji, linia budująca przestrzeń, swoisty ornament.
W przestrzeni tych właśnie obrazów pojawiają się tajemnicze formy, wielobarwne i niezwykłe w
kształcie. Starałem się znaleźć dla nich odniesienia bezpośrednie, zastanawiałem się czym tak
naprawdę są, jednak zdałem sobie sprawę, że zachowuję się tak, jakbym zadawał malarzowi tak
uwielbiane przez artystów pytanie – co pan/pani chciała przez to powiedzieć. Pozostawiłem to więc
nam wszystkim do własnej, osobistej interpretacji. Ważniejszym wszakże od jakichkolwiek
konotacji z rzeczywistością jest to, że te obrazy niosą w sobie coś niezwykłego, wręcz baśniowego,
a niewątpliwe i być może najistotniejszą ich wartością jest kolor. I tutaj dotykamy sedna malarstwa
Krzysztofa.
Rumin – malarz, maluje słońcem i powietrzem. Nie mam wątpliwości gdzie szukać jego fascynacji i
zadziwień. Niektóre obrazy sugerują nam dosłownie, gdzie artysta znajduje swoje pejzaże i że nie
jest to zimny, i mokry listopad na Syberii. Zestawienia żółcieni i błękitów, subtelne wyakcentowania
rozżarzeń czerwieni, wielowarstwowa, przenikająca się materia temperatur, światła i cieni, znaków
form i powietrza, rozedrganie w promieniach światła i zamgleniu odległości. To wszystko pozwala
nie myśleć o tym, o czym chciał nam artysta opowiedzieć, a z przyjemnością możemy się skupić na
tym, jak nam to odpowiada.
Kolejne obrazy, to płótna coraz bardziej syntetyczne, chociaż słowo synteza nie jest chyba
najbardziej precyzyjnym. To płótna, które najdalej odchodzą od pejzażu rozumianego dosłownie i
jednoznacznie. Coraz więcej pojawia się powierzchni, które naznaczone są poszukiwaniem koloru,
przemślanych i dopracowanych wizji chromatycznych, a sam fakt pejzażu pozostaje już tylko w
znaczeniowo marginalnej strefie odniesień. To tutaj dostrzegam największy potencjał. To w tych
obrazach podziwiam prostotę, a jednocześnie kunszt i świadomość dążeń.
Te obrazy również przy całym swym bogactwie naznaczone są największą kolorystyczną ascezą
i dyscypliną. Krzysztof nie używa zbędnych śladów. Paletę wykorzystuje z pełną świadomością celu.
Po prostu maluje swój świat.
Krzysztof nie numeruje swoich obrazów. Większości nie nadaje również tytułów. W odniesieniu do
powyższych rozważań, niewątpliwie jest w tym sens. Z jednej strony jednak w sytuacji, w której
próbuję nazwać kilka rzeczy po imieniu, mam pewien kłopot, jak w opisie odnieść się do pojedynczych obrazów i w sposób pełniejszy wyjaśnić, które prace są które, i
do których odnoszą się moje spostrzeżenia. Ale z drugiej strony pewnie bardzo dobrze się złożyło,
że Krzysztof swoje obrazy pozostawia otwarte nawet w temacie ich tytułu.
Malarstwo ma tę cechę, że niekoniecznie musi się tłumaczyć, nie koniecznie musie być do końca
czytelne w idei, wytłumaczalne w szczególe i jednoznaczne w interpretacji. Stąd mój spacer po
malarstwie Krzysztofa jest tylko moim własnym spacerem. Każdy ma prawo do swoich własnych
podróży i swoich osobistych z tej przygody wspomnień. Pozostawiam więc zwiedzającym galerię tą
niewątpliwą przyjemność oglądania obrazów i tę możliwość odczytania swojej opowieści, oraz
przeżycia swojej własnej wędrówki po malarstwie Krzysztofa Rumina.
Prof. Antoni Cygan
Krzysztof – grafik
Na początku poznałam malarstwo Krzysztofa Rumina. Malowane z takim rozmachem w dużych formatach. Syntetyzujące jakości barwne, w których autor buduje nam pejzaże i zaprasza nas byśmy w nie weszli.
Jako grafik objawił mi się jako artysta w innej odsłonie.
Uprawia grafikę warsztatową. Jego linoryty są wypowiedzią analityka. Światy w nich przedstawione to zbiory chwil i wrażeń komponowanych w sprawnym warsztatowo porządku. Krzysztof pieczołowicie konstruuje grafiki. Jest świadomy każdego ruchu ręki prowadzącej dłuto. Kompozycje są niezwykle zróżnicowane. Niektóre przykuwają nasz wzrok do jednego elementu, który wybrał dla nas – oglądających autor i niemal nie pozwala nam na oderwanie od niego wzroku aby prześledzić inne tropy w rycinie. Innym razem tka swoje grafiki jakby tworzył kobierzec, w którym znaki i kształty tworzą spójną kompozycyjnie całość. Błądzimy po nich swobodnie wybierając raz po raz coraz to inne fragmenty. W innych rycinach narzuca sobie swego rodzaju dyscyplinę. Ślad narzędzia jest regularny, a rytm kolejnych cięć buduje tkankę przedstawienia. Są też prace, w których operuje kreską niemal jakby rysował. Płynne linie wyznaczające kształty budują i określają przedmiot.
Tworzy cykle, takie jak Gracje czy Pejzaże, nadając im w tytułach kolejne numery. Mierzy się z tematem po wielokroć, za każdym razem, z wrażliwością dokonuje kolejnej odsłony. W cyklu Gracje, tytułowe boginie są raz patetyczne raz groteskowe. Nagie kobiece ciała kreślone są przez autora z pietyzmem, a linie podkreślają ich immanentne cechy – piękno i wdzięk. Delektujemy się precyzyjnymi długimi liniami definiującymi kształty, aby już za chwilę zobaczyć Gracje radosne i niefrasobliwe wplątane w tkankę życia codziennego. Innym razem cytuje dobrze znane nam z historii sztuki ikony kobiecości wtapiając w swoją opowieść wizerunki mistrzów: Wenus Botticellego, Marilyn Monroe Warhola czy Monę Lizę Leonarda da Vinci. Umieszcza je w wehikule jadącym przez stulecia. Nie zapominajmy o trzeciej cesze Gracji – radości. Swoboda w przeplataniu wątku mitologicznego z tropami współczesnej, znanej nam ikonosfery, sprawia oglądającemu przyjemność. W grafice Gracje na targu buduje postaci, zapożyczając formy ze świata roślin niczym Giuseppe Arcimboldo, identyfikując kobiecą siłę witalną.
Drugi cykl Pejzaże prowadzi nas przez miejsca nam nieznane a zarazem bliskie. To nastroje i wrażenia przeżyte przez autora i przekazane nam w formie precyzyjnego przekazu. Odnajdujemy w nich swoje fascynacje obserwacją natury z jej ładem i bezładem. Krzysztof – grafik trafnie je definiuje tworząc niemal symboliczne kompozycje. Niektóre z grafik z tego cyklu zbliżają się do abstrakcji, ale w detalach pojawiają się znaki i symbole przywołujące nas do rzeczywistości.
Krzysztof – grafik nie boi się poszukiwań różnicując środki artystyczne. Opowiada nam swoje historie w nadziei, że podążymy za nim. Pozwala nam odczuć nastroje wierząc, że znajdzie u nas zrozumienie. Krzysztof – grafik z analityczną dokładnością prowadzi nas do spotkania z nami samymi.
Dyrektor Muzeum Miejskiego w Zabrzu Elżbieta Dębowska
Zabrze na przestrzeni ostatnich lat konsekwentnie odmienia swoje oblicze. Najważniejszym czynnikiem napędzającym ten proces są mieszkańcy – ludzie wyjątkowi i pełni pasji. W tym gronie szczególne miejsce zajmuje znakomity malarz i grafik, Pan Krzysztof Rumin.
Cieszę się, że możemy w Galerii Muzeum Miejskiego w Zabrzu świętować jubileusz 33-lecia działalności artystycznej Pana Krzysztofa. Artysta poprzez swoją pracę wzmacnia markę Zabrza jako prężnego ośrodka kultury. Jego językiem artystycznej wypowiedzi jest malarstwo i grafika i co ważne, potrafi być dla młodzieży nauczycielem i mistrzem. Wystawy jego prac organizowane były nie tylko w kraju, ale także za granicą.
W jego twórczości dostrzegalne jest przenikanie doświadczeń malarskich w obszar fascynacji graficznych. Podejmowane przez niego inicjatywy na rzecz rozwoju edukacji plastycznej i upowszechniania sztuk plastycznych w naszym mieście również zasługują na najwyższe uznanie.
Pan Krzysztof od 1987 roku prowadzi zajęcia plastyczne
oraz organizuje plenery dla młodzieży i dzieci skupionych w klubie osiedlowym Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej „Pastel”. Dzięki zaangażowaniu i sercu jakie wkłada w swoją pracę, jego wychowankowie zdobywają liczne wyróżnienia oraz nagrody w ogólnopolskich
i międzynarodowych konkursach plastycznych. Wielu jego uczniów zostało absolwentami krajowych uczelni artystycznych, a nawet wykładowcami Akademii Sztuk Pięknych.
Za tę pasję, wrażliwość i konsekwencję, która przez 33 lata twórczej aktywności dała tak imponujący dorobek, serdecznie dziękuję. Składam Panu Krzysztofowi Ruminowi najserdeczniejsze gratulacje, życząc nieustającej weny oraz siły do kontynuacji artystycznych działań.
Małgorzata Mańka-Szulik
Prezydent Zabrza